Po kilku dniach letniej pogody w drugiej połowie maja przyszło delikatne ochłodzenie, ale na dłużej. Średnie temperatury nie przekroczyły 14°C a maksymalne 20°C i niemal każdego dnia padał deszcz. Nic więc dziwnego, że maj nie zachwyca i nie trzyma się dotychczasowego trendu, według którego miesiące nieparzyste są w normie klimatycznej a parzyste poniżej normy. W tym roku nie pobił co prawda zeszłorocznego rekordu, ale był zimniejszy od średniej o 1,2°C i zatrzymał nas w klimatycznej i fenologicznej wiośnie. Moje sugestie, że teraz przyroda przyspieszy okazały się błędne i niewiele roślin otworzyło pąki w lesie. Drzewa już w pełni rozwinęły liście i bardzo skutecznie ograniczyły dostęp światła do dna lasu, a tym samym możliwości wegetacyjne innym roślinom.
Z tych cieniolubnych w dnie lasu kwitną kokoryczka wielokwiatowa i kokoryczka wonna oraz gwiazdnica gajowa, a nieco wyżej głóg jednoszyjkowy, jarząb pospolity i berberys.
Zdecydowanie w lepszej sytuacji są rośliny otwartych przestrzeni, które nigdzie nie muszą się spieszyć, światło dociera tu zawsze a determinuje je jedynie temperatura i dostęp do wody. Pośpiech też nie jest tu wskazany, przy bezchmurnym niebie temperatura na otwartej przestrzeni spada zdecydowanie bardziej niż w lesie, gdzie promieniowanie zwrotne ziemi zatrzymywane jest przez korony drzew, i zdążają się o tej porze roku niebezpieczne dla nich przymrozki. Ubóstwo kwiatów prowokuje do poszukiwań znacznie dokładniejszych i dzięki temu po raz pierwszy dostrzegłem przywrotnika pospolitego, wyróżniający się pośród traw nieco innym odcieniem zieleni. W miejscach nieco bardziej wilgotnych odnajdziemy kwitnącą rzeżuchę gorzką, jaskra rozłogowego, a przy leśnych ścieżkach jaskra ostrego, poziomkę pospolitą i bodziszka cuchnącego.
W trakcie jednych z zajęć poszukując roślin kwitnących, udało nam się wypatrzeć zgoła coś odmiennego - żółwia czerwonolicego, którego już uznałem za martwego sądząc, że matka natura naprawiła błędy ludzkie i ten obcy przybysz nie przetrwał zimy siejącej spustoszenie pośród ryb i płazów zimujących w stawie. Ta „gadzina” jednak przerwała i ma się jak widać dobrze, a jedynie zmienił miejsce bezpiecznego wygrzewania swojego gadziego ciała. Zdecydowanie wyższy poziom wody w stawie, o kilkadziesiąt centymetrów, zalał mu konar, na którym można go było spotkać w roku ubiegłym.
W ostatnich dniach kilkakrotnie prowadziliśmy z grupami badanie ekosystemu stawu i ocenę jakości wody z wykorzystaniem bioindykacji - wskaźnika saprobiontowego. W metodzie tej wykorzystuje się skład gatunkowy i liczebność bezkręgowców wodnych. Jakież było nasze zdziwienie, gdy w kuwetach na okazy lądowały larwy chruścików z domkiem, z rodziny bagnicowatych, w ilościach dotychczas niespotykanych. Reprezentacja zaś gatunków jętek czy ważek, które dotychczas wyławialiśmy masowo, wygląda dziś jak wcześniej chruścików, czyli pojedyncze okazy na kilka grup uczestniczących w zajęciach. Czyżby ta nagła zmiana była spowodowana przez tego żarłocznego przybysza z Ameryki, który wpłynął na skład gatunkowy naszej rodzimej fauny i ograniczył liczbę wrogów chruścików, czy też chodzące patyczki są mu nieznanym źródłem pokarmu a larwy jętek i ważek przypadły mu do gust. Odpowiedź na to pytanie wymaga prawdopodobnie głębszej analizy porównawczej z innymi zbiornikami i może się okazać, że jest to naturalny cykl rozwoju owadów, które mają swoje masowe pojawy co kilka lat.
Ptactwo tymczasem powoli cichnie, wiele gatunków odchowało już swoje potomstwo i tylko w nielicznych dziuplach słychać jeszcze wrzawę młodzieży dopominającej się posiłku. Młode drozda śpiewaka, o którym wspomniałem poprzednio, opuściły gniazdo już po dwu dniach od momentu, gdy je sfotografowałem, jednym słowem wykorzystałem ostatnią szansę.
Kolejne informacje wkrótce.
Piotr B.